„Balladyna” to szkolna lektura
W ostatnią środę przy okazji OFTJA rozmawialiśmy o formach współczesnego teatru. Dziś jest akurat Międzynarodowy Dzień Teatru i nie oparłem się pokusie by również dziś pogadać o spektaklach — tym razem będzie to "Balladyna" Juliusza Słowackiego w reżyserii Krystyny Meissner na scenie Teatru im W. Horzycy w Toruniu. Moimi rozmówcami są uczniowie Technikum Mechanicznego przy ul. Targowej w Toruniu.
Płonne nadzieje
— Idąc na konkretną sztukę — mówi Jacek Krzyżosiak — i to sztukę dobrze znaną z lektury szkolnej, miałem określone oczekiwania. Spodziewałem się klasycznej, typowej Balladyny, wiernej Słowackiemu. Tymczasem zobaczyłem spektakl uwspółcześniony, z próbami osobistych poszukiwań reżyserki i jej własnymi sugestiami. Chwała reżyserce za to, że nie poprzestała na wzorcach, lecz szukała nowego wyrazu. Niestety, do mnie te poszukiwania nie trafiły i wyszedłem zawiedziony.
Lepiej szukać ...
—Ja mam odmienne zdanie — wtrąca Marek Łabich — Poszukiwania interpretacyjne reżyserki odebrałem jako element bardzo twórczy i interesujący. Pięknie wykorzystana była muzyka a wraz z nią partie chóru. Również aktorzy znaleźli się w tej koncepcji, no może z wyjątkiem roli tytułowej. Balladyna była nienaturalna, za bardzo rozbiegana, znerwicowana.
— Bo takie było całe aktorstwo — uzupełnia Jacek Krzyżosiak — aktorzy biegali, ciągle byli ruchomymi punktami. Tyle tylko, że nic z tego nie wynikało.
Wierność wobec autora
— Jeśli ktoś nie znał tekstu poety — mówi Marek Łabich — to mógł wynieść z tego spektaklu zupełnie fałszywe wyobrażenie. Na pewno nie było więc to przedstawienie poznawcze. Sceneria ponura, dekadencki nastrój przez całe dwa akty do tego monotonne tempo sprawiły, że znużyła mnie i zanudziła ta inscenizacja i od pewnego momentu podziwiałem architekturę wnętrza teatru.
— To prawda — dodaje Marek Dziurżyński — cały czas panował na scenie półmrok. Akcenty jakie są u Słowackiego, jego ekspresja i momenty grozy zostały wyciszone do jednakowego tempa, które od czasu do czasu siadało.
Szukamy przesłania
— Spektakl był na pewno trudny w odbiorze — kontynuuje Marek Łabich. - Reżyser jednak nie wziął pod uwagę młodzieży szkolnej, choć fakt, że jest to lektura szkolna mógłby do tego zobowiązywać. Uważam, że nie chodziło tu tylko o "Balladynę" Słowackiego, ale o pewnego rodzaju przesłanie — widać to po kostiumach (uwspółcześnionych) i innych elementach zbliżających spektakl do naszych czasów. Szkoda tylko, że przesłanie to nie było klarowne i niezupełnie jasne. Jeśli sztuka ta ma atuty, to polegają one na tym, że stwarza preteksty do dyskusji.
A więc, ożywionych dyskusji.