Irena Eichlerówna znów na scenie
Gra Eichlerówna! Taka zapowiedź elektryzuje wszystkich: publiczność i teatr. Od czasu Hanuszkiewiczowskich Trenów na Narodowej Scenie, a więc przez kilka długich lat nie oglądaliśmy tej wielkiej aktorki w teatrze. I oto teraz na afiszu Teatru Małego znowu Irena Eichlerówna.
Poproszę bilet na Eichlerównę — to pierwsze, co słyszymy wchodząc na jedną z ostatnich prób Fizyków Dürrenmatta, sztuki o niemal sensacyjnym wątku, groteskowym pomyśle i tragicznej tezie. Na sali półmrok, scena rozświetlona ledwie pełgającym światłem. Wszechwładna lekarka zarządzająca ekskluzywnym zakładem dla nerwowo chorych, gdzie znalazło się trzech uczonych, jest już na scenie. Ściszona, w nieodłącznych przyciemnionych szkłach, gustownej ciemnej sukni Doktor Matylda von Zahnd, czyli Irena Eichlerówna mówi: — Panie Sławku, Pan ma rację — to do Wieńczysława Glińskiego, partnerującego jej w tej scenie. A za chwilę słyszymy: — Tak, zgadzam się na to rodzinne spotkanie — to już do scenicznej rodziny misjonarza Kosę. Próba toczy się wartko pod uważnym okiem reżysera Lecha Komarnickiego. I jest to próba rzeczywiście za zamkniętymi drzwiami — nikt nie śmie przeszkadzać w ostatnich przygotowaniach do wielkiej premiery.
— Dlaczego sięgnął Pan po ten właśnie tekst? — pytamy Lecha Komarnickiego.
— Bo jest to dramat dziś jeszcze bardziej aktualny niż wówczas, kiedy został napisany. Problem rozbrojenia, wojny atomowej nabrzmiewa, narasta, teatr musi także zabrać głos.
— Zaproponował Pan rolę w Fizykach wielkiej, legendarnej aktorce, o której mówi się, że jest władcza, despotyczna, nieustępliwa. Jak się pracuje z Ireną Eichlerówną?
— Spotkanie z Ireną Eichlerówną jest zawsze wydarzeniem i dla publiczności, i dla krytyki, i dla wszystkich tych, którzy mają szczęście z nią pracować. Pani Lena stawia najwyższe wymagania, przede wszystkim sobie, a tym samym żąda maksimum od wszystkich pozostałych. Oczywiście dorównać jej nie jest rzeczą możliwą, ale wydaje mi się, że dzięki niej wszyscy wznosimy się ponad siebie.
W garderobie zastajemy p. Celinę Kobylińską, która przez blisko 30 lat pracuje z wielką aktorką, potrafi wyczuć jej nastroje, oczekiwania, potrzeby. O jej łagodności i troskliwości wiedzą wszyscy, a i teraz — choć odeszła już na emeryturę — jest garderobianą pani Eichlerówny.
Czy to rzeczywiście trudna rola?
— Pani Eichlerówna jest wielką aktorką i po prostu wie, czego chce, nie są to kaprysy, a zawodowe spojrzenie na teatr. To wszystko.
— Czy ma Pani ulubione role tej aktorki?
— O tak, bardzo lubiłam Zabawę w koty i Tę Gabrielę — obie sztuki szły tu, w Małym, potem jeszcze Pani Eichlerówna grała we Dwóch teatrach. No i teraz dopiero Fizycy.
Kończymy niedyskretną wizytę na pustej jeszcze widowni i za kulisami. Do premiery już tylko kilka dni. Pierwszy spektakl 13 bm. Dodajmy, że scenografię projektował Kazimierz Wiśniak, a obok Ireny Eichlerówny wystąpią: A. Chitro, B. Gołębiewska, M. Lorentowicz, B. Bartosiewicz, M. Borniński, W. Gliński, L. Komarnicki, G. Kron, St. Michalik, St. Mikulski, L. Sołuba.