Artykuły

Królowa przedwojennego kina

Alfabet polskich gwiazd | Jadwiga Smosarska wystąpiła w 40 sztukach teatralnych, a mimo to publiczność w II RP najbardziej ceniła ją za role filmowe. Dlaczego aktorka tego formatu po wojnie zrezygnowała z wszelkiej działalności artystycznej?

Wykreowanie Jadwigi Smosarskiej na gwiazdę filmową zawdzięczamy Aleksandrowi Hertzowi, założycielowi pierwszej polskiej wytwórni fil­mowej Sfinks. Hertz — zafascynowany X muzą — zaczynał skromnie, od sali kinowej, w której początkowo wyświetlane były sprowadzane z zagranicy filmy. Kino Sfinks, jak donosił „Kurier Warszawski”, zostało otwarte 25 lutego 1909 r. jako „dwudziesty z rzędu teatr kinematograficz­ny” w stolicy. I mimo że Sfinks należał wówczas do najelegantszych kin w Warszawie, to zyski były skromne. By przyciągnąć publiczność, przy Marszałkowskiej 116 zaczęto wyświetlać kroniki filmowe — kręcone „na gorąco” przez Jana Skarbka-Malczewskiego skandalizujące wydarzenia z życia miasta, np. aresztowanie przez policję hrabiego Bohdana Ronikiera. Można by powiedzieć, że Skarbek-Malczewski działał ni­czym współcześni paparazzi: jego kilkuminuto­we kroniki przyciągały spragnioną sensacji publiczność.

Dopiero jednak współpraca Aleksandra Hertza z moskiewskim Biurem Filmowym Chanżonkowa zaowocowała uruchomieniem wytwórni filmowej Sfinks. Pierwszym filmem, jaki miał powstać, była ekranizacja Potopu Henryka Sienkiewicza — produkcji jednak nie ukończono. Jak możemy przeczytać w książce Wizjonerzy i skandaliści kina Izabeli Żukow­skiej i Faustyny Toeplitz-Cieślak, „Aleksander Hertz nie porzucił marzeń o wielkim obrazie historycznym. (…) Tuż przed wybuchem wojny, 15 maja 1914 r., odbyła się premiera wielkiego dramatu historycznego Pani Walewska”, gdzie w tytułowej roli wystąpiła Maria Dulęba. Ale najpopularniejsze okazały się komedie, farsy i melodramaty, które — choć mało ambit­ne — przynosiły wytwórni zyski.

Hertz miał niebywałe oko: w początkujących aktorkach potrafił dostrzec przyszłą gwiazdę ekranu. To on odkrył dla kina Polę Negri, która właśnie w wytwórni Sfinks debiutowała w 1914 r. filmem Niewolnica zmysłów. Aktorka wy­stąpiła jeszcze w kilku „sfinksowych” produk­cjach i zerwała kontrakt, by rozpocząć karierę na Zachodzie. Po stracie Negri Aleksander Hertz postanowił wykreować nową gwiazdę polskiego kina niemego. Miał już nawet muro­waną kandydatkę: Jadwigę Smosarską. Choć warto tu zaznaczyć, że niewiele brakowało, by w 1919 r. Smosarska nie zagrała w filmie reży­serowanym przez Aleksandra Hertza.

„Nie wpuszczać tej smarkatej!”

Kiedy Polska odzyskała niepodległość, Ja­dwiga Smosarska miała już ukończone 20 lat, urodziła się bowiem 23 września 1898 r. w War­szawie. Jej ojciec, Karol Smosarski, z wykształ­cenia był chemikiem, ale nie miał smykałki do interesów, choć ponoć pomysłów mu nie bra­kowało (próbował swoich sił m.in. w przemysłowej produkcji mydła).

Wczesne dzieciństwo przyszła gwiazda kina spędziła jednak w majątku ziemskim Jurki (powiat grójecki), gdzie jej ojciec pełnił funkcję administratora. Matka, Waleria z domu Darmos, zajmowała się wychowywaniem dzieci — Jadzia miała jeszcze dwóch braci. W 1905 r. rodzina przeniosła się do Warszawy. Niestety, pięć lat później Karol Smosarski zmarł i od tego czasu to matka musiała zarabiać na utrzy­manie dzieci, pracując jako fryzjerka. Pomimo finansowych problemów rodziny Jadzia ukończyła pensję Anieli Hoene-Przesmyckiej w Warszawie. Jeszcze jako pensjonarka wystą­piła 18 grudnia 1916 r. w roli Dziewicy Pierw­szej w Nie-Boskiej komedii Krasińskiego wystawionej w Teatrze Polskim przez Koło Miłośników Sztuki Dramatycznej Studentów Uniwersytetu i Politechniki Warszawskiej. Następnie uczyła się gry aktorskiej u Włady­sława Staszkowskiego, cenionego aktora i re­żysera teatralnego.

Smosarska oficjalnie debiutowała na scenie 16 sierpnia 1918 r. w Teatrze Letnim w Warsza­wie pod pseudonimem Sarska (użyła go tylko raz) w roli Lili w farsie Ciotka Karola Brandona Thomasa. Recenzent „Kuriera Warszawskie­go” podkreślił jej szczerość i naturalność, ale zauważył też, że „Panna Sarska aż zatrwożyła brakiem tremy i całkowitą pewnością siebie, która u debiutantów nie zawsze dobrym znakiem bywa na przyszłość”. Jadzia — bo tak ją wówczas i później wszyscy nazywali — by za­pewnić sobie aktorskie wykształcenie i umie­jętności, podjęła wieczorowe studia w War­szawskiej Szkole Dramatycznej, którą ukończy­ła w 1920 r. z wyróżnieniem (jednocześnie zarabiała na utrzymanie, pracując w Banku Polskim przy ul. Bielańskiej).

W lipcu tego samego roku wystąpiła w przedstawieniu dyplomowym — jeden z recenzentów tak to ocenił: „Najtęższym talentem wydaje się nam p. Smosarska, która posiada piękną aparycję, szczerość interpretacji i ładny, dźwięczny głos obok niezaprzeczonego nerwu scenicznego”. Już we wrześniu trafiła do zespo­łu Teatru Rozmaitości i tam — za rolę w sztuce Weteran — zbierała pochlebne recenzje, a „Kurier Warszawski” donosił, że „jej wybitny talent i piękne warunki zewnętrzne zwróciły ogólną uwagę”. Jakież to były „warunki”? Duże, błękitne oczy, ładnie wykrojone usta, ciemne włosy, łagodne spojrzenie i promienny, szczery uśmiech — jej twarz pozbawiona była dramaty­zmu, tajemniczości i seksapilu, tak charakterystycznych dla aktorek tamtego okresu. A mimo to kamera ją pokochała.

Od razu dostrzegł to wspomniany wyżej Aleksander Hertz. Początek ich współpracy (do nagłej śmierci Hertza w styczniu 1928 r.) nie wróżył nic dobrego. Był rok 1918 — Smosarska dopiero rozpoczynała swoją aktorską karierę, została jednak zauważona przez Hertza i za­proszona do studia Sfinks. Pan prezes zapo­mniał jednak o umówionym spotkaniu. Jadzię tak bardzo poirytowało bezcelowe i kilkugo­dzinne oczekiwanie na Hertza, że wystosowała do niego pełen oburzenia list: „Szanowny Panie Dyrektorze, nie wymagam od Pana specjalnych względów należnych gwieździe filmowej, bo nią nie jestem, ale muszę zwrócić uwagę Pana, że zapomniał Pan o elementarnej formie towa­rzyskiej wymagającej punktualności wobec kobiety”. Rzeczywiście, Jadzi udało się zwrócić uwagę Hertza — ponoć wykrzykiwał na całe studio, by nigdy więcej „nie wpuszczać tej smarkatej!” (za: Wizjonerzy i skandaliści kina, op. cit.). Szczęśliwie dla obojga już w następ­nym roku Smosarska została obsadzona w głównej roli w reżyserowanym przez Hertza melodramacie Dla szczęścia na podstawie sztuki Stanisława Przybyszewskiego. Co praw­da, film nie został ukończony, ale Hertz rozpo­czął kreowanie swej nowej gwiazdy.

Publiczność ją uwielbiała, recenzenci nieco mniej

Paradoksalnie, królowa przedwojennego polskiego kina marzyła o tym, by zostać co naj­mniej drugą Modrzejewską, chciała kreować wielkie role dramatyczne, szekspirowskie. Nie­stety, choć do 1939 r. zagrała 40 ról teatralnych, choć z powodzeniem występowała na kilku uznanych scenach warszawskich, a także gościn­nie m.in. w Krakowie, Bydgoszczy, Poznaniu, Wilnie i we Lwowie, to została gwiazdą X muzy.

Początkowo angażowano ją do propagando­wych dramatów, których akcja rozgrywała się w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Zarówno w Bohaterstwie polskiego skauta (1920 r.), jak i w Cudzie nad Wisłą (1921 r.) grała szlachetne Polki, cnotliwe patriotki. Masową popularność przyniosłyjej jednak role w uwielbianych przez publiczność melodramatach. Filmy te powsta­wały wówczas według sprawdzonego schema­tu miłosnego trójkąta. W 1922 r. Smosarska zagrała w Tajemnicy przystanku tramwajowe­go. W filmie tym Kazia, główna bohaterka, kocha pana Miecia, golibrodę (Józef Węgrzyn), lecz pewnego razu spotyka na przystanku tramwajowym starzejącego się, ale zawsze przystojnego uwodziciela z hrabiowskim tytu­łem (Kazimierz Junosza-Stępowski). W efekcie Kazia opuszcza matkę, małego brata i rusza za ukochanym w świat zbytku. Szybko jednak zostaje odtrącona, rzuca się więc pod koła tramwaju… Tajemnica… cieszyła się ogrom­nym powodzeniem, jednak recenzenci byli bezlitośni. Antoni Słonimski ostro skrytykował film — zwłaszcza płytki scenariusz i tandetną scenografię — ale też samych aktorów. Dostało się także wschodzącej gwieździe: „Panna Smo­sarska obdarzona jest ujmującą urodą, ale to jeszcze nie wystarcza artystce”.

Mimo że kolejni recenzenci nie szczędzili kąśliwych uwag zarówno Smosarskiej, jak i filmom, w których grała, to następne produk­cje Sfinksa utrzymane w stylu Tajemnicy… przyciągały publiczność jak magnes. Były to m.in. Kizia — Mizia (1922 r.), w 1923 r. Niewol­nica miłości, O czem się nie mówi (1924 r., poruszono w tym filmie trudny temat prosty­tucji), zrealizowana rok później z rozmachem Iwonka (fragmenty taśmy w 2013 r. odnale­ziono w holenderskich archiwach).

Ukoronowaniem tego okresu w kinowej ka­rierze Smosarskiej był występ w Trędowatej (premiera: 1926 r.) — w pierwszej niemej ekrani­zacji powieści Heleny Mniszkówny. Co prawda, film się nie zachował, mamy jednak nieco foto­sów i wycinków prasowych. I tak w „Ekspressie Filmowym i Teatralnym” jeden z recenzentów napisał: „Zaiste, nic lepszego nie mógł dla siebie znaleźć p. Hertz w naszym dorobku literackim. (…) Mniszkówna, z której nawet kpić już nie wypada, (…) generalna dostawczym ckliwych romansideł dla sfer kucharskich” — jak widać nie od dziś melodramaty i romanse przyciągają masową publiczność, mimo że krytycy filmowi zżymają się na taki repertuar. Jeszcze raz oddaj­my głos Antoniemu Słonimskiemu: „Trędowata stacza się poniżej niezbędnego poziomu obrazów Sfinksa. Nie można jednak odmówić panu Hertzowi sprytu kupieckiego. W obrazach obliczonych na najniższy gust publiczności jest to swojego rodzaju majster. (…) Trędowata, bożyszcze kucht, szwaczek, ma powodzenie graniczące z masowym obłędem” („Wiadomości Literackie”, 1926, nr 150; w: Wizjonerzy i skandaliści kina, op. cit.).

W kolejnych latach było podobnie — rosła sława Smosarskiej, filmy z jej udziałem odno­siły kasowy sukces, a recenzenci niezmiennie utyskiwali. Jadzia była więc Ireną Głębocką w Uśmiechu losu, Anką Kurowską w Ziemi obiecanej (ostatni film zrealizowany w Sfink­sie za życia Hertza) i Moniką Goślicką w Grzesznej miłości. Po kolejnym występie Smosarskiej w melodramacie Stefania Heyma — nowa ówczesna recenzentka miesięcznika „Bluszcz” napisała: „Cóż za dziwny fatalizm ciąży nad Smosarską, który każe jej ciągle przeżywać podobne koleje losu, pozwalając na jedyne urozmaicenie: wybór coraz to innej samobójczej śmierci. W Tajemnicy przystanku tramwajowego — rzuca się pod tramwaj, w Niewolnicy miłości — topi się, w O czem się nie mówi — wyskakuje przez okno”.

Mimo to, wbrew niepochlebnym opiniom krytyków, w latach 30. — kiedy w polskim kinie nastała era dźwięku — popularność Smosar­skiej sięgnęła szczytu.

Dwie Jadwigi

Można śmiało powiedzieć, że Smosarska, pomimo filmowej kariery i powszechnej roz­poznawalności, nie była typową gwiazdą. Rzadko udzielała wywiadów, nie była bohater­ką skandali, nie zabiegała o popularność i nie kreowała się na ekscentryczkę. Spełniała się na scenie i przed kamerą. Małgorzata Hendrykowska w książce Smosarska przytacza słowa Boya-Żeleńskiego, który wspominał swój spacer z aktorką, kiedy to wszyscy przechodnie rozpoznawali w jego towarzyszce gwiazdę fil­mową: „Miało się uczucie, że nawet drzewa szumią do siebie «Smosarska, Smosarska». Ale to się biedactwu należy za to, co wycierpiała. Pomyślcie tylko — być całe życie Iwonką, i to trędowatą”.

Szczęśliwie dla Smosarskiej w latach 30. powstawały z jej udziałem produkcje nie tylko ciekawsze, ale przede wszystkim udźwiękowio­ne. Mający swoją premierę 31 października 1930 r. film Na Sybir, wyreżyserowany przez Henryka Szaro dla spółki Libkow-Sfinks, był kinowym powrotem do tematyki historycznej. Oto mamy rok 1905. Na ziemiach polskich trwa rewolucja przeciwko caratowi i nasilają się patriotyczne wystąpienia. Wśród uczestników odwagą wyróżnia się Ryszard Prawdzic, który kocha się w młodej hrabiance Renie. Wkrótce jednak zostaje aresztowany i decyzją władz zesłany na Sybir. Rena postanawia udać się na zesłanie wraz z nim. W głównych rolach wystą­pili Jadwiga Smosarska i Adam Brodzisz, w owym czasie jeden z najprzystojniejszych polskich aktorów. Co prawda, Na Sybir po­wstał jeszcze jako film niemy, później jednak go udźwiękowiono, dodano muzykę oraz monolog wprowadzający w wykonaniu Wacława Siero­szewskiego — w 1937 r. tak poprawiony tytuł miał powtórną premierę.

Podobny schemat scenariuszowy został wykorzystany przy produkcji kolej­nej historii miłosnej dziejącej się w nieodległej burzliwej przeszłości. Rok 1914 to znowu porywy serca, wzniosłe patriotyczne uczucia, dzielni polscy żołnierze i ukochana gotowa na każde poświęcenie w imię miłości. Tym razem Jadwi­dze Smosarskiej partnerował Wi­told Conti.

W tym samym 1932 r. na ekrany kin wszedł film Księżna łowicka, czyli historyczno-kostiumowa epopeja zrealizowana na kanwie powieści Wacława Gąsiorowskiego z okazji 100. rocznicy wybuchu powstania listopadowego. Głów­nym wątkiem filmu jest całkowicie wymyślona na potrzeby scenariu­sza miłość żony Wielkiego Księcia Konstantego do Waleriana Łukasiń­skiego, konspiratora i bojownika o wolność Polski. Dość swobodny stosunek twórców filmu do prawdy historycznej nie znalazł uznania w oczach przedwojennych kryty­ków, docenili oni natomiast wierne odtworzenie realiów epoki. Sceny z udziałem wojska zrealizowano przy wsparciu Szkoły Podchorą­żych Piechoty z Ostrowi Mazowiec­kiej. Sprawnie opowiedziana fabu­ła i dramatyczny wątek romansowy sprawiły, że film cieszył się wielkim powodzeniem zarówno w kraju, jak i za granicą. Na ekranie Smosar­skiej partnerowali m.in. Stefan Ja­racz i Józef Węgrzyn. Warto dodać, że film zachował się do naszych czasów.

W kolejnych latach okazało się, że Jadwiga Smosarska posiada niemały potencjał komediowy, którego dotychczas przed kamerą nie wykorzystano. Najlepszym tego dowodem były tzw. komedie omy­łek z jej udziałem. Trzeba tu wymie­nić trzy tytuły: Czy Lucyna to dziewczyna?, Dwie Joasie oraz Jadzię.

W dokumencie Smosarska profesor Grażyna Stachówna, wy­bitna znawczyni kina, podkreślała, że przed wojną o aktorce mawiano: „nasza młoda i dziarska Jadzia Smosarska”. Natomiast Małgorzata Brzezińska, w tekście Ulubienica przedwojennej Polski (www.kobieta.wp.pl) konkludowała: „Rze­czywiście aktorka miała w sobie pewien nieprzemijający dziewczę­cy urok, pozbawiony infantylizmu — jeszcze w drugiej dekadzie lat 30., choć dobiegała czterdziestki, wcie­lała się w role kobiet o wiele od siebie młodszych”.

W 1935 r. Smosarska zagrała u boku Franciszka Brodniewicza w komedii omyłek Dwie Joasie, gdzie wcieliła się w postać mło­dziutkiej i naiwnej sekretarki zako­chanej w swoim szefie, eleganckim mecenasie. „Film pokazuje, w jakim stylu bawi­ła się warszawska przedwojenna elita. (…) Ak­torzy na ekranie wydają się szczęśliwi i nieświa­domi tego, że życie, jakie znają, powoli dobiega końca” (za: Małgorzata Brzezińska, op. cit.).

Zanim jednak we wrześniu 1939 r. na Polskę spadły pierwsze bomby, a II wojna światowa zakończyła nie tylko wiele aktorskich karier, ale pochłonęła miliony ludzkich istnień, w ży­ciu Jadwigi Smosarskiej nastąpiła istotna zmiana. W 1935 r., w wieku 37 lat, aktorka poślubiła Zygmunta Protassewicza, inżyniera budownictwa.

U boku męża

Poznali się w Krynicy, gdzie Protassewicz nadzorował budowę pensjonatu dla… Jana Kiepury. Aktorce tak bardzo przypadły do gustu umiejętności inżyniera, że „wynajęła go” od Kiepury, by zbudował jej willę na Mokoto­wie przy ul. Naruszewicza 15 (w 1948 r. Smo­sarska przekazała ją mieszkańcom Warszawy; powstało tam przedszkole). Jak wspominał po latach Protassewicz, to starsza od niego o rok uznana gwiazda jako pierwsza mu się oświad­czyła. Pobrali się w 1935 r. w kościele przy placu Teatralnym, nie rozgłaszając tego — o ślu­bie niezwykle popularnej aktorki dziennikarze dowiedzieli się już po fakcie. Małżeństwo za­mieszkało we wcześniej zbudowanej willi przy ulicy Naruszewicza.

Smosarska przed wojną wystąpiła jeszcze w paru filmach. Znowu były to romanse „ubra­ne” w historyczne tło: Barbara Radziwiłłówna (1936 r.) i Ułan księcia Józefa (1937 r.). Ostat­nim filmem z udziałem Smosarskiej okazał się melodramat Skłamałam, w którym aktorka zagrała u boku Eugeniusza Bodo. Niestety, Życia na opak z 1939 r. nie zdołano ukończyć.

Wybuchła wojna. Protassewiczowie natych­miast wyjechali na Litwę. O tym, jakim cudem małżeństwu udało się 14 listopada 1939 r. do­trzeć do Nowego Jorku (przez Rygę, Sztok­holm i Bergen), szczegółowo pisze Grzegorz Rogowski w swej książce Skazane na zapo­mnienie. Polskie aktorki filmowe na emigracji. Jak zdołał ustalić Rogowski, aż do początku lat 50. Protassewiczowie mieszkali na Manhatta­nie. Zygmunt dość szybko znalazł pracę w swoim zawodzie, choć musiał zaczynać od stanowiska zwykłego murarza, Jadwiga zaś zaangażowała się w działalność kulturalno-społeczną wśród Polonii. W 1941 r. współor­ganizowała Komitet Pomocy Polskim Aktorom na Wygnaniu, natomiast wiosną 1944 r. wystą­piła w Polskim Teatrze Artystów w Nowym Jorku w roli Julii w Pierwszej lepszej. W latach 1946-1949 wcielała się jeszcze w postać Anny w sztuce Świt, dzień i noc wystawianej w ośrod­kach polonijnych. To była jej ostatnia rola. Nie wróciła już ani na scenę, ani nie wystąpiła w żadnym filmie.

Małżonkowie postanowili ułożyć sobie życie w USA. W grudniu 1947 r. obojgu przyznano amerykańskie obywa­telstwo, co z kolei zapewniło Zygmuntowi lepszą posadę, a tym samym finansową stabi­lizację. Objął stanowisko wice­prezesa w fabryce maszyn precyzyjnych w Middlebury, w stanie Connecticut — Jadwi­ga przeniosła się tam razem z mężem. Zaciągnęli pożyczki na budowę własnego domu, który z czasem stał się miej­scem spotkań towarzyskich. Nadal też starali się wspierać finansowo rodaków mieszkają­cych w Stanach. Jednym z nich był poeta Jan Lechoń, z którym Jadwiga Smosarska prowadzi­ła niezwykle ciekawą korespondencję (aż do jego samo­bójczej śmierci 8 czerwca 1956 r.) — listy Jadwigi możemy przeczytać w przywoływanej wyżej książce Grzegorza Ro­gowskiego.

W czerwcu 1958 r. przedwo­jenna gwiazda filmowa odwie­dziła Polskę. Jej wizyta wywo­łała niemałe poruszenie. „Tłum sforsował kordon stewardes i pocwałował przez lotnisko w stronę lądującego samolotu. Pierwsza biegła Loda Halama. Za nią szybkim krokiem nadą­żały: Eichlerówna, Leszczyńska (…). Mieczysław Fogg wiódł chyżo Mieczysławę Ćwiklińską. Kwiaty więdły w czerwcowym ostrym słońcu, pasażerowie wychodzili niemrawo, zasko­czeni falującym morzem głów. Zniecierpliwieni zaczęliśmy skandować: «Jadzia!, Jadzia! Jadzia!»”.

Smosarska lubiła odwiedzać ojczyznę i dawnych przyjaciół. Pod koniec lat 60. postanowiła wraz z mężem wrócić na stałe do Polski, do Warszawy. Szyko­wali sobie nawet nowe miesz­kanie w wieżowcu przy ul. Dworkowej, nieopodal ich przedwojennej willi. Niestety, nie zdążyli wspólnie tam za­mieszkać — Jadwiga Smosar­ska zmarła 1 listopada 1971 r. w wieku 73 lat. Została pocho­wana na warszawskich Starych Powązkach w Alei Zasłużo­nych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji