Dostojewski w Teatrze Ochoty
Pojawienie się telewizji – jak można mniemać – zadało potężny cios szkolnemu brykowi. Któż dziś zresztą pamięta o tych niedozwolonych „pomocach naukowych”.
Przynajmniej nie słyszy się, by nauczycielom doskwierało dziś nadmiernie utrapienie niegdysiejszych ich kolegów. Wiąże się to najprawdopodobniej z faktem, iż dziś uczeń nie musi już potajemnie, zaszyty w kąt, czytać z cieniutkiej broszury Lalkę Prusa czy Noce i dnie Dąbrowskiej. Może przecież, najlegalniej w świecie, włączyć domowy telewizor i w ciągu kilku, kilkunastu, z rzadka jedynie w ciągu kilkudziesięciu godzin „zaliczyć” obowiązkowe lektury.
Telewizja, zadając cios szkolnemu brykowi, przejmując funkcję, którą pełnił, dokonała jednocześnie jego nobilitacji, wprowadzając go na salony naszych M-4. Kiedyś karmiliśmy się nadzieją, że z rozmów w onych salonach prowadzonych na temat pani Barbary Niechcicowej zrodzi się potrzeba głębszej lektury arcydzieła naszej dwudziestowiecznej powieści, atoli wiara nasza niezdolna była przenieść góry ludzkiego zmęczenia odbierającego chęć do czytania. Mamy więc w naszym kraju coraz więcej ludzi, którzy mogą powiedzieć, że znają Lalkę, Noce i dnie, Chłopów, choć nigdy tych powieści nie czytali. (Nie tak dawno miałem okazję rozmawiać z tegoroczną maturzystką, która bez najmniejszej żenady przyznała iż nie czytała Prusa Dąbrowskiej, Reymonta, Żeromskiego, że wszystko to można było obejrzeć w telewizji, uzupełniając „lektury” na seansach kinowych i przedstawieniach teatralnych.)
Idiota Fiodora Dostojewskiego, przedstawienie przygotowane na scenie warszawskiego Teatru Ochoty w adaptacji i reżyserii Magdaleny Bączewskiej, jest, można by rzec, zjawiskiem typowym dla epoki telewizyjnej. Twórcy tego spektaklu, idąc tropem najpotężniejszego massmedium, postarali się w sposób możliwie najpełniejszy zaprezentować widzowi podczas dwugodzinnego spektaklu znakomitą powieść. Zaznaczone zostały właściwie wszystkie najważniejsze wątki, zasygnalizowane węzłowe konflikty. Ktoś, kto obejrzy przedstawienie warszawskie, wyjdzie z teatru dobrze poinformowany o losie przynajmniej głównych bohaterów: Myszkina, Rogozina, Nastazji Filipownej, Agłaji… Stosunkowo mało zaś będzie wiedział, lub zgoła nic, o determinantach tego losu, dlaczego tak właśnie, a nie inaczej ci ludzie postępowali, dlaczego będąc wolni, byli jednocześnie jakby ubezwłasnowolnieni przez obyczaj, konwenans, a także, a właściwie w pierwszej kolejności przez własne „ciemne” – jak to w odniesieniu do Dostojewskiego zwykło się mawiać – namiętności. Otóż tego wszystkiego nie ma w przedstawieniu Magdaleny Bączewskiej, cała ta sfera, bez której powieść Dostojewskiego staje się dramatem skomponowanym a la Strindberg (przy całym szacunku dla wielkiego Skandynawa), ograniczona została do minimum.
Czy jest to tylko wynik decyzji autorki adaptacji, która dokonała takich, a nie innych skrótów w tekście powieści, takich, a nie innych jej przekomponowań narzuconych prawami sztuki teatralnej? Na pewno nie tylko. Równie wielki wpływ na kształt przedstawienia, na jego charakter miała decyzja powierzenia roli kniazia Myszkina Zdzisławowi Wardejnowi.
Ceniony, popularny aktor tym razem grać musiał na przekór warunkom, jakimi dysponuje. Niestety, nie dało to dobrego rezultatu. Myszkin Wardejna pozbawiony jest tej nadwrażliwości, która, mając związek z jego ciężką chorobą epileptyczną, pozwala mu jednak wznieść się ponad to, co może być traktowane jako patologia uczuć czy też patologia wzajemnych odniesień między ludźmi. W przedstawieniu Teatru Ochoty oglądamy człowieka naznaczonego piętnem strasznej choroby. Nieszczęście, którego doświadczył, pozwala mu patrzeć na sprawy ludzi jakby z drugiego brzegu, ale Myszkin Wardejna w tym spojrzeniu nie wychodzi ponad wyrozumiałe zdziwienie prostaczka. Nie może to nie pozostawać w związku z koncepcją czy też sposobem poprowadzenia przez aktorów pozostałych bohaterów tego dramatu. Można by o nich pomyśleć, że zjawili się tu po to, by dać powód tym zdziwieniom. Ostro zarysowani, ukazani bardziej od strony zewnętrznej, są wyraziści, plastyczni, ale jakże niewiele możemy powiedzieć na temat tego, co nimi kieruje. Trudno nam przeniknąć w ich świat wewnętrzny. Odnosi się to również do Nastazji Filipownej Bożenny Stryjkówny.
Aktorkę tę pamiętamy z kilku interesujących ról, jakie grała w tym teatrze (np. Grety w Szalonej Grecie Stanisława Grochowiaka). W przedstawieniu Idioty jest ona jakby skrępowana. Widzimy i czujemy, że w jej, chwilami nerwowych, wręcz kanciastych ruchach kryje się napięcie. Jakie? Tego właśnie nie wiemy. Nieco inaczej w tym względzie prezentuje się Rogozin gościnnie występującego w Teatrze Ochoty Joachima Lamży. Ale też i rola to zupełnie inna. Tu emocje są niejako na wierzchu, popychając do zachowań spontanicznych.
O przedstawieniu warszawskim można powiedzieć na pewno, że jest przemyślane, że dobrze zostało wpisane w warunki, jakimi dysponuje teatr nie posiadający sceny pudełkowej, gdzie sytuacje komponować trzeba na oczach widza, niejako nawet z jego udziałem, gdyż w niektórych epizodach siedzi on właściwie niemal obok aktora. Tu na uznanie zasługuje zarówno zauważalna precyzja reżysera Magdaleny Bączewskiej, komponującej poszczególne obrazy, jak i scenografa Anny Rachel, a także widoczna dyscyplina aktorów stanowiących o harmonijności tego spektaklu. Jest wreszcie to przedstawienie przemyślanym, wynikającym z dotychczasowej tradycji kolejnym wcieleniem popularyzatorskiej misji, jaką sobie kiedyś ta scena wyznaczyła. Atoli sądzę, że Dostojewski jest materiałem dla takiej popularyzacji szczególnie trudnym, żeby nie powiedzieć niewdzięcznym. Nie zgadzając się jednak z taką propozycją spojrzenia na Dostojewskiego, jaką zaprezentował Teatr Ochoty, niepodobna jednocześnie nie wyrazić uznania z powodu konsekwencji, z jaką scena ta realizuje swój program, choć w przypadku tego przedstawienia padła ona ofiarą tej konsekwencji.
PS. Tak się jakoś to ułożyło, żem dawno nie byt w Teatrze Ochoty, zdziwiło więc mnie odstąpienie od niegdysiejszego zwyczaju zapraszania widzów do rozmowy po spektaklu. Akurat przedstawienie Dostojewskiego na chwilę wymiany zdań zasługiwało szczególnie.